strona główna Złote myśli, aforyzmy Cytaty, fragmenty adaptacje sceniczne polskie wydania polskie tłumaczenia autor - Edmond Rostand Cyrano de Bergerac - bohater adaptacje filmowe i inne ciekawostki - informacje linki

Cyrano de Bergerac Edmonda Rostanda w Polsce

Cyrano de Bergerac - AKT pierwszy
Przedstawienie w hotelu Bourgogne.

Le texte du drame on-line en polonais: acte 1.
Tekst w języku francuskim.

W podawanych na witrynie fragmentach tekstu zachowano ortografię z przedwojennych wydań dramatu.


Cyrano de Bergerac: Komedia bohaterska w 5-ciu aktach/ Edmond Rostand. Tł. Maria Konopnicka i Włodzimierz Zagórski. Warszawa: Red. "Gazety Polskiej", 1898. 11 x 16 cm. T. 1-2, 158 + 159 s.

Pełny tekst on-line w formacie PDF (akt pierwszy)
Pełny tekst w formacie Word tom pierwszytom drugi

Akt pierwszy ; Akt drugi ; Akt trzeci ; Akt czwarty ; Akt piąty


Streszczenie
za: Stanisław Marczak-Oborski: Iskier przewodnik teatralny. Warszawa: Iskry, 1971. s. 292- 293.

Przedstawienie teatralne w Hotel de Bourgogne w latach czterdziestych XVII wieku. Paryska publiczność daremnie zgromadziła się na przedstawienie. Spektakl nie dochodzi do skutku. Zrywa go gaskoński kadet Cyrano de Bergerac, przepędzając niewydarzonego aktorzynę "kładącego" główną rolę. Cyrano jest poetą znanym powszechnie z ostrego języka i jeszcze ostrzejszej szpady. Odznacza się przy tym ogromnym nosem, na którego temat nie znosi najmniejszej aluzji. Za zerwane przedstawienie Bergerac rzuca aktorom kiesę złota (swój cały majątek), wyzywa wszystkich niezadowolonych widzowi wreszcie, improwizując równocześnie balladę, rani w pojedynku magnata, który go zaczepił. Dowiedziawszy się, że na jego przyjaciela czeka w zasadzce stu opryszkków nasłanych przez innego panka, rusza rozpędzić ich sam, w asyście rozentuzjazmowanych aktorów.

Sala hotelu de Bourgogne;   rodzaj   sali przerobionej na scenę i widownię teatralna. Scena przedstawia  czworobocznie pomyślana   salę w   przecięciu przekątni tak, że jedna   z jej   ścian   bocznych   przebiega od przodu i prawej ku tyłowi na lewo,   druga zaś prostopadła do niej, rozpoczyna urządzenie sceny samej. Na tejże   po   obu   stronach   ustawione   ławki wyścielane.   Kurtynę   stanowi   opona dywanowa, do rozdzielania   na   dwie strony w środku.    Ponad nią herby królewskie. Szerokie schody łącza scenę z widownią, ; po obu stronach tych schodów, miejsce dla skrzypków.   Szereg świec oświetla rampę.    Dwa boczne rzędy   dla widzów,    na pierwszem piętrze loże i galerya   naprzeciw   sceny.    JSfa  parterze    nie    ma wcale miejsc do siedzenia,  tylko   pod galerya i pod lożami dwa rzędy  ławek   na stopniach.    Po   stronie prawej rodzaj bufetu z małymi świecznikami, wazonami   kwiatów,    naczyniem    szklanem   i   butelkami. W środku w głębi pod galerya główne wejście przez drzwi duże, dwuskrzydłowe.    Wszędzie porozlepiane plakaty z napisem; "Clorise*.

Przy podniesieniu się kurtyny, sala półciemna i pusta. Świeczniki spuszczone na podłodze, aby je można zaświecić.

SCENA PIERWSZA.

Publiczność napływająca powoli, kawalerzyści, mieszczanie, lokaje, paziowie, rzezimieszki, odźwierny etę. (Później) markizowie, Ouigy, Brisaitte, roznosicielka, skrzypiciele etc. (Słychać za drzwiami wrzawę głosów, kawderzysta wchodzi buńczucznie).

Odźwierny (ścigając go). Piętnaście su!...

Kawalerzysta.
Ja darmo.

Odźwierny.
A to czemu, proszę ?...

Kawalerzysta.
Szwoleżer ja królewski.

Odźwierny   (do drugiego wchodzącego ujłaśnie kawalerzy sty).
A waść ? Gdzie są grosze ?

Drugi kawalerzysta.
Muszkieter.


Powyżej początek tekstu podano za:
Cyrano de Bergerac: Romantyczna komedia w 5 aktach / Edmond Rostand; Tł. Jan Kasprowicz; Wstęp Juliusz Bandrowski, L. Heller.
Warszawa: E. Wende i S-ka, [ok. 1913-1920].- 11 x 18 cm, XV, 369 s.

Za ilustracje serdecznie dziękuję Tomaszowi Sertillanges`owi!! - Merci Bien!

Poniżej fragment tekstu w przekładzie Marii Konopnickiej i Włodzimierza Zagórskiego.


Wicehrabia de Valvert
Powiem mu coś... zobaczysz, jak ja mu dogodzę...

Podchodzi do Cyrana, który na niego patrzy, l stanąwszy przed nim ze śmieszną butą:
Waszmość masz nos... cha-cha-cha!... srodze wielki...

Cyrano z powagą
Srodze!...

Wicehrabia śmiejąc się
Cha-cha!... .

Cyrano
I to już wszystko?...

Wicehrabia
Ależ...

Cyrano
Nie, młokosie,
To krótko!... Można było rzec o moim nosie
Daleko więcej. Tonów przebiegając skale,
Można było na przykład powiedzieć: Zuchwale:
"Ja mosanie, nos mając wyrosły tak szpetnie,
Biegłbym do cyrulika, niech mi go obetnie.
"Przyjaźnie: "Z takim nosem pić nie sposób z czarek,
Waść byś się zaopatrzyć powinien w lewarek!"
Ze swadą, uroczyście: "Ten nos to zrąb skały!
To przylądek!... co mówię? to gółwysep cały!..."
Ciekawie: "Na co służy ten długi futerał?
Czyżby kałamarz lub też nożyczki zawierał?..."
Z magnacka: "Hej, człowieku, czy ten hak jest modny?
Jako wieszadło sukien musi być wygodny!..."
Z przymłleniem: "Czy aść się tak kochasz w przyrodzie,
Żeś tu postawił grzędziel ptaszkom ku wygodzie?..."

Wicehrabia zdlawionyrn głosem
To błazen!...

Cyrano krzywiąc się, jakby nagle dostał kurczowego napadu
Aj!

Wicehrabia który już chciał odejść
Co to?

Cyrano krzywiąc się boleśnie
Drętwieje!...
Trzeba by ją rozruszać!... Tak zwykle się dzieje,
Gdy zbyt długo w spokoju gnuśnym pozostanie!...

Wicehrabia
Cóż tam, do licha?...

Cyrano
Czuję w szpadzie rwanie...

Wicehrabia dobywając szpady
Dobrze!

Cyrano z wdziękiem
Dam aści prztyczek przedziwny, mosanie!...

Wicehrabia pagardliwie
Poeta!

Cyrano
Tak: poeta! I takiego kroju,
Że zaimprowizuje wierszyk w czasie boju,
I podczas gdy z waszmością tu skrzyżuję szpadę,
Równocześnie ułożę balladę...

Wicehrabia
Balladę?...

Cyrano
Waszmość zda się. nie wiedzieć, co to jest ballada?

Wicehrabia
Ależ...

Cyrano recytując, jakby lekcją wydawał
Ballada tedy z trzech się zwrotek składa,
Każda po osiem wierszy...

Wicehrabia drepcząc ze złości
Och!

Cyrano ciągnie dalej
i z zakończenia,
Które jest czterowierszem, lecz rymów nie zmienia.

Wicehrabia
Waść...

Cyrano
Tak jest! Właśnie taką ułożę balladę,
A przy ostatnim wierszu szpadą cię przejadę!

Wicehrabia
Nigdy!

Cyrano
Nigdy?
deklamując
"Ballada o tym pojedynku,
Który w burgundzkiej sali odbył się budynku,
Między panem Cyrano a pewnym półgłówkiem."

Wicehrabia
Co?... jak?

Cyrano
To, panie, tytuł, zwany też nagłówkiem!

Sala zaciekawiona do najwyższego stopnia
Ustąpcie!... To wyborne!... Cyt!... Sza!... Bez chichotów!

Dokoła Cyrana i Wicehrabiego tworzy się koło ciekawych. W parterze "margrabiowie", oficerowie, zmieszani z mieszczanami i ludem. Paziowie wspinają się na. barkach widzów, by lepiej widzieć. Wszystkie kobiety w lożach powstają. Z prawej strony d e G u j c h e i jego dworzanie. Z lewej L e B r e t, Ragueneau, C u i g y itd.

Cyrano zamykając na chwilę oczy

Czekajcie!... Szukam rymów!... Mam, mam!... Jużem gotów!

ilustrując słowa, stosownym gestem.

Pełnym wdzięku ruchem dłoni
Rzucam moje w kąt manatki
I płaszcz zwlekam, co mię słoni,
I... dobywam mojej szpadki,
Grzeczny, lekki, zwinny, gładki,
Trwam, mój aść, przy słowach mych,
Że przy końcu mej balladki
Tym szpikulcem dam ci sztych!...

Składają się.

Sam bies aści nie ochroni,
Choć mam kłopot iście rzadki.
Jaki cel wziąć dla mej broni:
Brzuch czy serce tej dzierlatki?
Sieje broń ma skrawe płatki
Niby roje muszek pstrych,
Ach, tak! Z końcem mej balladki
W brzuszek dam waszmości sztych!
Tu mi rymu brak na "oni" -
Waść pobladłeś jak opłatki,
Bym mógł rzec: "Ha, w piętkę goni!...,"
Szach!... Odbiłem sztych z przysiadki
I rżnę młyńca wprost z paradki,
Gładko, równo jak pod sztrych!...
Czuj duch! Idzie kres balladki,
A przy końcu będzie sztych!...

uroczyście

Posłanie!
Módl się waszeć!... Idą jatki,
Za spełniony żałuj grzech;
Prima!... Tercja!... kres balladki!

Daje sztych.

Tusz!...

Wicehrabia chwieje się; Cyrana z ukłonem

Mówiłem, będzie sztych!...


Powyżej:
Fragment w przekładzie Marii Konopnickiej i Włodzimierza Zagórskiego.

Poniżej fragment tekstu podano za:
Cyrano de Bergerac: Komedia bohaterska w 5 aktach wierszem / Edmond Rostand. Tł. Bolesław Londyński.
Warszawa: Druk Fr. Karpińskiego. 1898.
- 11 x 18 cm, 294 s.


Cyrano.
Mucha po nim kroczy nie dość żywo? Cóż szczególnego?

Malkontent.
Ach!

Cyrano.
Natury dziwo!

Malkontent.
Jam ani spojrzał, me oczy się strzegą...

Cyrano.
Czemu nie spójrzyć, pytam się, dla czego?

Malkontent.
Miałem...

Cyrano.
Wstręt pewnie...

Malkontent.
Gdzie zaś...

Cyrano.
Więc w kolorze
Feler ma jaki? Nie dość zgrabny może?

Malkontent.
Bynajmniej!

Cyrano.
Czemuż za cel szykan służy? Może dla waści jest nieco zaduży?

Malkontent.
Dla mnie jest mały, malusieńki, tyli...

Cyrano.
Co? Jak? Więc waśó go ośmieszasz w tej chwili? Mały nos?

Malkontent.
Nieba!

Cyrano.
Mój nos jest potężny!
- Płazie, płaskołbie, ścinku niedołężny!
Wiedz, że się szczycę wypukłością taką.
Wielki nos bowiem czemże jest? oznaką
Serca, dobroci, grzeczności, słodyczy,
Swobody, męztwa. Takim ja! Zaś dziczy
Równie hultajskiej, jak ty, nie przystoi!
Próżno dłoń moja na tej pyzie twojej...
(Uderza go w twarz).

Malkontent.
Aj!

Cyrano.
...Rada znaleźć polot, okazałość,
Liryzm, kunszt, iskrę i nos, jako całość!
(Odwraca go plecami i łączy ruch z mową).
Ciesz się, że but mój coś z ciebie ochapie!

Malkontent, uciekając.
Ratunku, ludzie!

Cyrano.
Dowiedzcież się, gapie!
Ktobądź dworuje ze środka mej twarzy,
Jeżeli szlachcic, to wnet go oparzy,
Zanim w sromocie zapragnie dać nura,
Z przodu i wyżej, żelazo nie skóra!

De Guiche, który zeszedł ze sceny z markizami.
To niecierpliwi nareszcie!

Vice-hrabia de Valvert, wzruszając ramionami.
Pyszałek!

De Guiche:
Nikt go nie spłoszy?

Vice-hrabia.
Nikt! Ja! Dość przechwałek!
Niechaj zrozumie, że groźba tu gardzą.
(Zbliża się do Cyrana, który go obserwuje i mówi
głosem wymuszonym).

Waść masz nos wielki... bardzo wielki...

Cyrano, poważnie.
Bardzo.

Vice-hrabia, śmiejąc się.
A co!

Cyrano.
To wszystko?

Vice-hrabia.
Lecz...

Cyrano.
Ścisłyś, młokosie!
Możnaby podać rzecz w obfltszym sosie,
Ton jeno zmieniać. Jako wzór, niech służy
Zaczepny: "Gdybym miał nos taki duży,
Wnetbym go sobie ściąć kazał do szczętu!"
Przyjazny: "Jakże pić możesz bez wstrętu?
W szklance go maczasz, kadź by mu się zdała!"
Ton opisowy:-"To cypel, szczyt, skała.
Przylądek-mało, półwysep-to słowo!''
Zdziwiony: Czy za pochwę nożyczkowa,
Czy za kran służy to puzdro podłużne?
Wdzięczny: ..Lubicie ponoć ptactwo różne.
Gdy pozwalacie, by ptaszki w rozpędzie
Na tym nochalu siadły jak na grzędzie?"
Drażliwy: Pewno gdy łajkę palicie
Dym wam się z nosa kłębi tak obficie.
Iż sąsiad woła, że sadza się pali?"
Ton ostrzegawczy: Baczność! Bo cię zwali
Ten kloc i brzdękniesz czołem o podłogę!"
Czuły: "Parasol sprawcie mu, przez trwogę.
Iżby na słońcu nie wyblakł w połowie!"
Uczony: "zwierz, co Aristofan zowie Hippo-campele-phanto-camelosem,
Może się tylko szczycić takim nosem!"
Ton kawalerski: "Więc to wieszak modny?
Na kapelusze w istocie dogodny!"
Przesadny: "W żadnym się wietrze, nochalu,
Nie zakatarzysz, chyba że w mistralu!"
Dramat: "To Morze Czerwone, gdy krwawi!"
Podziw: "Perfumiarz w ramki go oprawi."
Liryczny: ,.Czy to koncha? Czyś trytonem?
Zwiedzać ten pomnik, czy jest dozwolonem?"
Szacunek powie: "Znoś pokorne głowy,
Skoro ci wyrósł taki dom frontowy!
Ton wiejski: "Icie, a to ci nosisko!
Nikiej to rzepa, nikiej melonisko!"
Wojskowy: .Ostro, marsz na kawalerję!"
Praktyczny: "Może puścisz go w loterję?
On wielkim losem będzie! To tak pięknie!"
W końcu parodyant Pyrama wyjęknie:
"Harmonii w rysach pozbawił dziedzica!
Zdrajca! Zczerwieniał w samem środku lica!"

-Otóż ton, oto, w jakim trza rzec wątku,
Kto ma choć trochę wiedzy i rozsądku!
Lecz, mon cher, wierzaj, marna twoja dola:
Ni krzty dowcipu, a wiedzy swywola
Była okrutną, bo wylągł się głupiec!
Gdybyś był jednak nawet w stanie upiec,
W obliczu takiej galeryi prześwietnej,
Bodaj początek tylko, w części setnej,
Tych wszystkich żartów, które ja tu prawię,
Dowiedz się, smyku, że ci w tej zabawie
Byłbym przeszkodą, przeszkodą nielada-
Sam lubię gadać, nie zaś gdy kto gada!

De Guiche, chcąc odciągnąć podrażnionego Yalcerta.
Chodź, vice-hrabio!

Vice-hrabia, z gniewem.
Jak się to nadyma, Kołysz, co nawet rękawiczek nie ma! Co bufką, wstążką i pętlicą gardzi!

Cyrano.
Ja bo moralny wygląd cenię bardziej!
Ja się nie muskam, jak trzpiot niemowlęcy,
Mniejem zalotny, tem ozdób mam więcej!
Jabym się światu nie pokazał wcale,
Gdybym swą hańbę obmył dość niedbale,
Gdyby sumienie, żółte z niewywezasu,
Miało godności mojej dodać kwasu!
Ja o błyskotki i cacka nie stoję,
Dla mnie swoboda, szczerość-oto stroje!
Nie krygowaną ja figurkę lalki,
Lecz ducha tłoczę w gorsetowe stalki,
A gdy do czynów dzielnych się rozpląsa,
Krzeszę dowcipy i podkręcam wąsa!
Im tłum jest większy, tem mniej czuję trwogi,
Wtedy me prawdy brzęczą jak ostrogi!

Vice-Hrabia.
Lecz...

Cyrano.
Rękawiczek nie mam! godne kary!
Mam wprawdzie jedną z bardzo starej pary,
Tamta mi wielką przysługę oddała,
Bom ją w twarz cisnął pewnego bęcwała.

Vice-Hrabia.
Gbur, pajac, błazen, z facjatą narwaną.

Cyrano, który przyjął to za rekomendację Vice-Hrabiego, z ukłonem.
A ja Herkules-Savinjan-Cyrano De Bergerac...

(Śmiechy).

Vice-Hrabia, oburzony.
Bufon!


Powyżej fragment tekstu podano za:
Cyrano de Bergerac: Komedia bohaterska w 5 aktach wierszem / Edmond Rostand. Tł. Bolesław Londyński.
Warszawa: Druk Fr. Karpińskiego. 1898.
- 11 x 18 cm, 294 s.

Poniżej napisy do filmu:
Cyrano de Bergerac 1990 reżyseria: Jean-Paul Rappeneau; scenariusz: Jean-Paul Rappeneau, Jean-Claude Carriere ; obsada: Gerard Depardieu, Vincent Perez, Anne Brochet ; czas 137 minut


- Piętnaście soldów!
- Nie płacę.|- Dlaczego?
Jam szwoleżer dworu|królewskiego!
- A wy?|- Muszkieter.
Od nas się nie bierze.
Ostatni raz.|Bądżcie na parterze!
Ujrzysz dziś aktorów nie lada,|Montfleury, Bellerose...
- Co dziś nam zagrają?|- "Kloryzę".
- Kto napisał?|- Pan Baltazar Baro.
Co za sztuka!
I pomyśleć, że w tej sali|grali Rotrou.
I Corneille'a!
Gdy "Cyd" był po raz pierwszy|grany, stałem tam.
Tnijcie koronki!
Ragueneau! To komediantów|szafarz i poetów!
Zaszczyt to dla mnie...
Mecenas, dostawca pasztetów.
Wszystkich nas żywi na kredyt|łaskawie.
- Sam też nieco poezją się bawię.|- A tak, słyszałem.
- Czasem za odę maleńką...|- Ciastko pan daje.
Gdzie zaś, ciastuleńko.
By się tu dziś znależć|między nami, ileście dali?
Z kremem pięć, tyleż z owocami.
Rzecz dziwna,|gdzie jest pan Cyrano?
- Czemu waść pyta?|- Montfleury gra!
- Tej beczce rolę dano?|- Tak, Fedona.
A cóż ma do tego Cyrano?
Wpadłszy w rozdrażnienie zabronił|Montfleury'emu grywać na scenie!
- Nie zagra więc dziś?|- Zagra, zapowiedział wszak.
- A Cyrano przyjdzie?|- Zakładam się, że tak.
- Ligniere! Wychodzisz?|- Tak, mam pragnienie.
Ona wnet się zjawi,|czuję serca drżenie.
Chciałem ci pomóc,|lecz nie ma wybranki,
daruj, mój drogi,|powracam do szklanki.
Paryż jest mi obcy,|chciałbym znać jej imię.
Sam ją o to spytasz.
Tego nie uczynię,|śmiałości mi brak!
Patrz! To ona! Tak!
Magdalena Robin vel Roksana,|urocza wykwintnisia...
Dama, sierota i kuzynka,|słynnego Cyrana.
Liczko jak brzoskwinia,|ustka zaś malina.
A świeża, że serce jak z chłodu|drżeć zaczyna.
- Kim jest ten człowiek?|- To hrabia de Guiche.
Zakochany w niej?
Tak. Lecz jeden przeszkadza mu|drobiazg.
- Jaki?|- Żona, kuzynka samego
Richelieu, więc chce wydać|Roksanę za tego
smutnego człeka, to niejaki|Valvert, wicehrabia, miły,
ona go nie chce, lecz de Guiche|słynie siły,
upór mieszczanki łatwo ukorzy.
Ten niecny manewr wypadł|nienajgorzej w pewnej piosence,
De Guiche się gniewa srodze!
- Koniec był zjadliwy.|- Odchodzisz?
Dobranoc.
Zacząć przedstawienie!
Jest Akademia, patrz synu,|że wymienię,
Porcheres, Colomby, Arbaud,|wielkie te nazwiska dziś tu są!
Puśćcie, a powiem wam coś!
Śmierć niezawodna grozi|Lignerowi.
Piosnka jego budzi|gniew dygnitarza,
wpadnie nań stu ludzi|i ja w ich liczbie.
- Aż stu?|- Na jednego.
- Tego poetę, tak delikatnego.|- Ostrzeż go!
- Gdzie będzie zasadzka?|- W bramie do Nesle!
Nie ma Cyrano, przegrałem|mój zakład.
Tym lepiej!

Montfleury!
"Szczęsny, kto z dala|od zgiełku, w ustroni,
sam, jak wygnaniec,|przed ludżmi się chroni,
i kto, gdy Zefir|swoim tchnieniem miłym..."
Łotrze, przez miesiąc|grać ci zabroniłem!
- To on!|- Wygrałem!
Precz, królu błaznów!
Czy się wahasz?
Graj, Montfleury!|Graj bez trwogi!
"Szczęsny, kto z dala|od zgiełku..."
Hej, w nogi!
Bo użyję siły i laską cię|przegnam, jak mi honor miły!
"Szczęsny, kto z dala..."
Bo się pogniewam!
- Pomóżcie, panowie!|- Graj!
Niech się nie waży, bo mu|posiekam te worki na twarzy!
Markizowie! Mój kijaszek tęgi,|gotów i waszej zakosztować wstęgi.
Precz, Montfleury, proszę, bo|uszy zetnę, kiszki wypatroszę!
Ależ panie!
Tego za wiele!|ldę na scenę, by na mortadelę
włoską posiekać|tę tłustą kanalię.
Mnie obrażając, obrażacie muzę!
Precz, Cyrano! Tego już za dużo!
Radzę, szanujcie mą szpadę,|co skacze jak fryga.
Precz ze sceny!
Kto chce coś powiedzieć?
Grajcie "Klorizę"! Sztukę Baro!
Przestańcie już smędzić tym|piskliwym tonem, bo wszystkich posiekam!
Nie jesteś Samsonem!
Milczeć! Stać w spokoju!|Cały parter wyzywam do boju.
Nazwiska! Bliżej, bohaterzy.
Każdy po kolei niech się|ze mną zmierzy.
Kto listę otworzy?
Pan? Nie?
Pan? Proszę!
Umrzecie z honorem!|No, chce umrzeć który?
Niechaj więc palce podniesie|do góry!
Me nagie ostrze tak was tu|przeraża?
Nikt nie chce?|Brak śmiałków?
Dobrze, to uważać.
Chcę wiedzieć teatr wolny|od zarazy, bo jak nie,
to poznacie|mój lancet bez skazy!
Świetne zgromadzenie!
Tchórze z was!
Nie bijcie braw! Wielki tragik,|co was bawi swych brzuchem,
żle się poczuł i wyjść musiał!
Niech się zjawi!
- Nie!|- Tak!
Powiedz mości panie,|skąd ta nienawiść?
Wiedz, człeku młody,|iż mam dwa powody.
Jeden, primo, że od woziwody|ten marny aktor zapożyczył
głosu, że nie gra, lecz gęga|wśród patosu.
Secundo - to mój sekret.
- Pan nas pozbawia "Kloryzy"!|- Ośle jeden!
Rymy starego Baro warte zera,|więc się nie waham.
Słyszysz? Poniewiera|naszym Baro!
Pieniądze trzeba zwrócić!
Na tej scenie pierwsze|rozsądne słyszę powiedzenie.
W płaszczu Tespisa ja|dziury nie zrobię.
Macie, wypłaćcie sobie!
Zrobić taką hecę!
Wszak Montfleury'ego ma w swej|opiece książę de Candale!
- A was?|- Nikt.
- Macie protektora?|- Nie.
Nie macie pana, co bronić|was zdoła?

Nikt, mówię dwakroć, nikt,|po trzeci rzekę!
Nie mam protekcji,|ale mam opiekę!
W tył zwrot!

Powiedz, dobrodziej,|co wam nos mój szkodzi?
- Nos?|- Czym was dziwi?
- W błędzie miłość wasza!|- Miętki, giętki, tem odstrasza?
Jam ani spojrzał,|me oczy się strzegą!
A to dlaczego?
Więc w kolorze feler ma jakiś?|Nie dość zgrabny może?
Nie!
Czemu więc kpinom służy?|Może dla waści za duży?
Dla mnie jest mały,|malusieńki, tyli.
Więc waść go ośmieszasz|w tej chwili!
Mały nos?
Mój nos jest potężny!
Płaskonosie niedołężny!
Wiedz, że się szczycę|wypukłością taką,
wielki nos bowiem czymże jest?|Oznaką serca, dobroci,
grzeczności, słodyczy, swobody,|męstwa. Takim ja! Zaś dziczy
równie hultajskiej jak ty,|nie przystoi!
Próżno dłoń moja|na tej pyzie twojej...
Rada znależć polot, okazałość,|liryzm, kunszt, iskrę
i nos, jako całość!
Ciesz się, że but mój|coś z ciebie ochapie!
Ratunku! Straże!
Dowiedzcie się gapie, ktobądż|dworuje ze środka mej twarzy,
jeżeli szlachcic, to wnet go|oparzy, zanim w sromocie
zapragnie dać nura, z przodu|i wyżej, żelazo nie skóra!
- To już nużące!|- Pyszałek!
- Nikt go nie spłoszy?|- Nikt?
Ja! Dość przechwałek!
Niechaj zrozumie,|że grożbą tu gardzą!
Waść masz nos wielki...
Bardzo wielki.
- To wszystko?|- Tak!
Ścisłyś, młodzieńcze!|Można to powiedzieć wdzięczniej.

Zaczepnie: "Gdybym miał nos|tak duży, kazałbym sobie
ściąć go do szczętu!"
Przyjażnie: "Jak pić możesz|bez wstrętu?
W szklance go maczasz,|kadż by się zdała!"
Opisowo: "To cypel, szczyt, skała!
Przylądek, półwysep - to słowo!"
Ze zdziwieniem: "Czy za pochwę|nożyczkową, czy za kran służy
to puzdro podłużne?"
Wdzięcznie: "Lubicie ponoć|Ptactwo różne, czy pozwalacie,
by ptaszki w rozpędzie na tym|nochalu siadały jak na grzędzie?"
Drażliwie: "Pewno gdy fajkę|palicie dym wam się z nosa kłębi
tak obficie, iż sąsiad woła,|że się sadza pali?"
Ostrzegawczo: "Baczność!|bo cię zwali ten kloc
i walniesz czołem o podłogę!"
Czule: "Parasol sprawcie mu,|przez trwogę,
żeby na słońcu nie wyblakł|w połowie!"
Uczenie: "Zwierz, co Arystofan|zowie, hipo-kampele-fanto-kamelosem,
może się tylko szczycić|takim nosem."
Dramat: "To Morze Czerwone,|gdy krwawi."
Podziw: "Perfumiarz w ramki|go oprawi."
Lirycznie: "Czy to koncha?|Czyś trytonem?"
Naiwnie: "Zwiedzać ten pomnik|czy jest dozwolonem?"
Po żołniersku:|"Marsz na kawalerię!"
Praktycznie:|"Może puścisz go w loterię?"
Parodia Pirama: "Harmonii|w rysach pozbawił dziedzica!
Zdrajca!|Sczerwieniał w środku lica!"

W takim trza rzec wątku,|kto ma choć trochę rozsądku.
Lecz marna twoja dola:|ni krzty dowcipu, a w dodatku głupiec!
Gdybyś był nawet w stanie upiec|w obliczu tej galerii świetnej
bodaj początek, w części setnej,|tych wszystkich żartów,
które ja tu prawię, dowiedz się,|chłystku, że ci w tej zabawie
byłbym przeszkodą nie lada -|sam lubię gadać,
nie zaś gdy ktoś gada!
Chodż, Valvert!
Jak to się nadyma golec,|co nawet rękawiczek nie ma!
Co bufką, wstążką i pętelką|gardzi!
Bo ja moralny wygląd|cenię bardziej!
Ja bym się światu nie pokazał|wcale, gdybym swą hańbę
obmył dość niedbale, gdyby sumienie,|żółte z niewywczasu
miało godności mojej|dodać kwasu!
Ja się nie muskam,|jak trzpiot niemowlęcy,
choć mniej zalotny,|ozdób mam więcej.
Ja o błyskotki i cacka nie stoję,|dla mnie swoboda, szczerość - oto stroje!
Dość!
Rękawiczek nie mam?|Godne kary!
Mam jedną z bardzo starej pary,
druga mi wielką przysługę|oddała, bom ją w twarz cisnął
- pewnego bęcwała.|- Gbur, pajac, błazen!
A ja Herkules Sawinian|Cyrano de Bergerac!
- Bufon!|- Aj!
Cóż tam się dzieje?
Trza ją poruszyć,|bo na nic zdrętwieje.
Czy ją można zostawić|w spokoju? Aj!
Co wam, panie?
Szpada rwie mi się do boju!
Dobrze!
Porządną lekcję dam ja waści!
Poeta!
Słusznie! Więc w napaści|gdy skrzyżujemy jedna z drugą
szpadę, poeta wygłosi|w rymach balladę.
A przy ostatnim wierszu|będzie trup!
- Nie!|- Nie?

"Ballada, którą w burgundzkim|pałacu Bergerac głosił walcząc
z jednym chłystkiem."
- Co to jest?|- Tytuł!
Moment, szukam rymów!
Z wdziękiem pilśń odrzucam|precz,
teraz zdjąwszy płaszcz powoli,
jako tu zbyteczną rzecz,|ciągnę szpadę, starciu gwoli,
Jak Celadon staję w słup,
w Scaramuccia skocznej roli.
Mirmidonku strzeż swej doli,
bo w przesłance będzie trup!
Trusią byłeś, teraz skrzecz!
Gdzie szpikować,|wskaż mi kolej,
gdy pod pasek wtłoczyć miecz,
czy indorek w serce woli?
Mój cios - muszka, nie zaboli...|Szpady grają łup, łup, łup!
To głos dzwonu, on wyzwoli,|bo w przesłance będzie trup!
Cóż, że rymu brak na - ecz!
Bielszy jesteś waść od soli,|tchórzu, musisz runąć wstecz!
Gdzie twój spryt,|gdzie mózgu olej?
Pilnuj szpady, werwy dolej!
Wiatrak, kwinta, szkoda prób!
Larydona mgła okoli, ciach!|W przesłance będzie trup!
Przesłanka!
Módl się, giniesz mimo woli,|nogi w ziemię, siły skup!
Z grobem oswój się powoli...|Tu cię mam!
W przesłance trup!

Dokąd cię życia styl ten|prowadzi?
- Wrogów masz wielu!|- To mi nie wadzi!
Pieniądze na scenę rzuciłeś...
Wszystko, com miał,|wieczoru jednego straciłem!
- A żyć będziesz z czego?|- Nic nie mam.
- Głupota.|- Lecz gest jaki piękny!
Czy ty masz system jaki?
Żyłem jak w odmęcie,|jedno mam tylko
- teraz przedsięwzięcie, żyć...|- Jak?
Najprościej.
l z systemów masy chcę podziw|budzić sobą po wsze czasy.
Zgoda! Lecz powiedz dlaczego,|tak nienawidzisz tego Montfleury'ego?
Zbrzydł mi on odtąd, gdy|spojrzał na lica tej, którą...
Jak gąsienica co kwiatuszek|cudny kala wstrętnym ciałem.
- Czy podobna?|- Że pokochałem?
Kocham!

I kogo? Bądż otwarty ze mną.|- Kogo? Pomyśl.
Ten nos mi śnić zabrania,|że brzydką bodaj zmuszę do kochania.
Kogóż więc kocham?|Czy nos zapał zmniejsza?
Jużci, że kocham tę,|co najpiękniejsza!
Co najpiękniejsza?
Najbłyskotliwsza,|najwytworniejsza w świecie i najtkliwsza.
Wiem, rzecz pewna!
To Magdalena Robin,|twoja krewna.
Tak, Roksana.
Wyznaj jej! Masz prawo!
Dziś w jej oczach okryłeś się|sławą.
Spójrz, kto łudzić się może|przy tej narośli, przy takim potworze?
Nie, to mrzonki!
O zmroku i ja czasem pobujam|w obłoku.
W ogrodzie czar wiosennej woni|nochal ten chwyta w siebie,
a wzrok goni wśród srebrnych|promieni,
parę kochanków, co w mgłę|otuleni, gruchają słodko.
I wtedy się rodzi myśl, czemu|przy mnie kochanka nie chodzi
pod tym księżycem?|Rozkoszą się durzę...
Wtem profil własny dostrzegam|na murze.
Przyjacielu!
W tej brzydoty szacie,|takim samotny nieraz...
Płaczesz, bracie?
Co to, to nigdy!|Za szpetnie by było!
Łzę by się takim nosem|zeszpeciło!
Widziałeś Roksanę?|Dziś przecie i ona
twym pojedynkiem była|wręcz olśniona.
Serceś jej porwał. Idż do niej!
Wyśmiać może, a to największą|budzi we mnie trwogę.
Ktoś chce cię widzieć?
To jej służąca, Boże!
Jam przysłana, bo moja pani|chce zobaczyć pana,
- swego kuzyna, w sekrecie.|- Mnie?
Po mszy, gdzie wskażecie.
Gdzie? Ach, dalibóg!
- Gdzież?|- Szukam!
- U pasztetnika, Raguenau.|- Gdzież to jest?
Ulica Saint-Honorě!
Będzie!|O siódmej przyjdż pan!
Pójdę wszędzie!
- Ja mam z nią schadzkę!|- To radość prawdziwa!
Pamięta o mnie,|po cokolwiek wzywa.
Będziesz spokojny teraz?
Spokojny? To mało! Będę|wybuchem, ogniem, armią całą!
Zgniotę na miazgę, rozwalę,|rozsadzę!
Mam serce dziesięciu,|rąk dwudziestu władzę!
Nie marnych karłów!|Olbrzymów mi trzeba!
- Cisza!|- Kto tu?
My tu śpimy|i o spokój waść prosimy!
Kto tak bełkocze?
A cóż to za kłoda?
Lignere!
Cyrano!
Jakaż znów przygoda?
- Do domu iść nie może pono.|- A to dlaczego?
Bo mnie ostrzeżono,|stu ludzi grozi śmiercią,
przez piosenkę moją,|przy bramie de Nesle
na przeszkodzie stoją,|tu mi pozwolono
noc spędzić bezpiecznie.
Gadasz niedorzecznie!|Stu? U siebie spać będziesz!
Was biorę na świadków.
Ale stu! Wielkie nieba!
Właśnie tylu mi dziś potrzeba!
Dlaczego się przeciw niemu|zebrano?
Bo wiedzą, że druhem jego|Cyrano!


Akt pierwszy ; Akt drugi ; Akt trzeci ; Akt czwarty ; Akt piąty

Cyrano de Bergerac Edmonda Rostanda w Polsce

strona startowa - kliknij!
www.cyrano0.republika.pl
cyrano0@op.pl
Gabriela Bonk