Jan Klistała

Jerzy Klistała:
Mój ojciec - nr 111912 Auschwitz.
"Śląsk" 1999 nr 1 s. 40- 43.

większe fragmenty artykułu:

Jan Klistała

Odwiedzam Oświęcim-Muzeum przynajmniej raz w roku. Od bramy głównej ogarnia mnie zawsze narastające uczucie pokory wobec tych nieszczęść i tragedii ludzkich, jakie miały tu miejsce. Staram się wówczas wczuć w los jednego z tych, którzy tyle tutaj wycierpieli.

Przechodzę zawsze między blokami 14 i 15. To w bloku 15. przebywał na piętrze mój ojciec po przekazaniu go do obozu. Stąd pisał do nas listy, tutaj rozmyślał o nas!

Kieruję się potem do bloku nr 2 - od którego, tak jak ojciec, tylu więźniów zaczynało swoją "Golgotę" w KL Auschwitz. Dzisiaj blok ten jest wypełniony przeraźliwą ciszą - stoi pusty. A ja mimo to słyszę wrzaski oprawców z SS i krzyki katowanych więźniów podczas przesłuchiwania. Opuszczam wzrok i skręcając w prawo podążam w kierunku bloku 11. To była ich ostatnia droga!...

Jak to jest - kiedy idzie się w przekonaniu, że śmierć jest już nieuchronna. Czy ta bezsilność wobec wydanego wyroku powoduje zwątpienie wobec Opatrzności Bożej, czy też umacnia wiarę i nadzieję, że tamten świat, po drugiej stronie, będzie lepszy, uczciwszy, sprawiedliwszy?

Przez otwartą na oścież wielką żelazną bramę wchodzę na dziedziniec 11 bloku - pod Ścianę Straceń. Składane są tu niezliczone wiązanki kwiatów i palą się znicze. Otrząsam się z napływu jednych myśli i odczuć, by poddać się uporczywemu napływowi innych. W którym miejscu stał, nim padł strzał w tył głowy? Gdzie osunął się na ziemię? Czy wypływająca strużka krwi zostawiła jakiś ślad i znak dla mnie? Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie!

Kieruję się jeszcze do bloku 11. Ogarnia mnie mrok podziemia: żelazna krata korytarza, cele z przysłoniętymi okienkami wychodzącymi na dziedziniec, gdzie rozstrzeliwano, i cele ciemnice. Tyle razy tu byłem i zawsze zadaję sobie to samo pytanie: w której z tych cel przebywał w tę ostatnią noc swojego życia? Czy tutaj - gdzie Maksymilian Kolbe? A może w celi z wyskrobanym przez skazańca Ukrzyżowanym Chrystusem na ścianie?

W drodze powrotnej wchodzę jeszcze na chwilę na piętro bloku 15. Obecnie urządzono tu ekspozycję wystawową, która zupełnie zatarła ślady warunków w jakich przebywali więźniowie. Trudno się połapać, gdzie stały piętrowe prycze, gdzie były ściany działowe, gdzie był korytarz. Chodząc sztucznie utworzonym korytarzem oblepionym powiększonymi zdjęciami z różnych scen obozowych pytam prawie półgłosem: tato, gdzie stała Twoja prycza, w którym miejscu przedeptywałeś posadzkę, ocierałeś się o ścianę? Jak dotychczas żaden głos nie odezwał się do mnie, żadnego znaku!

OPÓR OD PIERWSZYCH DNI

Co jakiś czas rozgrywa się niesmaczna rywalizacja o wielkość zasług, jakie niektóre środowiska kombatanckie przypisują sobie w walce o wolność i niepodległość naszej ojczyzny. W rywalizacji tej, niejednokrotnie jako "ważniejsze", określa się działania przeciw tzw. totalitaryzmowi komunistycznemu, zaś coraz mniej, lub ciszej, mówi się o bohaterach, którzy w walce z najeźdźcą hitlerowskim - w różnego rodzaju organizacjach konspiracyjnych ponieśli ofiarę życia. Często też przekłamywane są dla doraźnych profitów fakty historyczne z okresu okupacji - lat 1939- 1945. Nie chcę wdawać się w spór z tymi "wysoce moralnymi" i "najlepszymi Polakami". Sądzę jednak, że tamtym bohaterom - z nieporównywalnie większym wrogiem, jakim była tyrania okupanta hitlerowskiego, winniśmy przynajmniej pamięć i wdzięczność za heroizm, a młodemu pokoleniu należy przypominać prawdę o tamtych czasach narodowej tragedii!

Ponieważ jestem rybniczaninem, przeto w pierwszej kolejności interesują mnie zagadnienia walki z okupantem hitlerowskim na Ziemi Rybnickiej, w tym szczególnie Związek Walki Zbrojnej, którego członkami byli moi najbliżsi, krewni i znajomi.

lGdy l września 1939 roku, około godziny 5.00 regularne oddziały Wehrmachtu i Freikorpusu wkroczyły na ziemię rybnicką, najeźdźcy nie zdobyli jej bez oporu, choć rozdrobnione oddziały samoobrony skazane były na klęskę. Wkraczając do Rybnika, Niemcy mieli gotowe plany "zlikwidowania" polskiej inteligencji oraz najbardziej aktywnych Polaków z różnych grup zawodowych rybnickiego społeczeństwa.

Na swą siedzibę Gestapo zajęło wpierw willę Józefa Frosa przy ulicy Gimnazjalnej, a później piętrową willę Augusta Kocha przy ulicy św. Józefa nr 2. Piwnice tego budynku zamieniono na areszt, kuchnię na wartownię, jadalnię na gabinet szefa gestapo, a sypialnię na kancelarię.

Terroryzowana ludność Rybnika nie poddała się biernie okupantowi. Od początku "panowania" okupanta, powstawały bojowe organizacje konspiracyjne, czynnie dające o sobie znać. W kopalniach, hutach, na kolei oraz innych zakładach pracy organizowano akcje sabotażowe. Już w listopadzie 1939 roku powstała w Rybniku pierwsza organizacja konspiracyjna pod nazwą Polska Organizacja Powstańcza. W pierwszym okresie 1940 roku, zasięgiem swojej działalności objęła niemal cały powiat rybnicki. Niestety, z początkiem 1940 roku, nastąpiła dekonspiracja przez nasłanie do organizacji zdrajców. Masowe aresztowania członków organizacji określa się na około 500 ofiar.

Była też w tym 1939 roku powołana do życia inna organizacja podziemna o nazwie Siła Zbrojna Polski - SZP. Działała także bardzo krótko, bo podzieliła los POP - również jej działacze zostali zdekonspirowani.

Początkiem 1940 roku, harcerze XIII drużyny i powstańcy śląscy z Gotartowic założyli Polską Tajną Organizację Powstańczą (PTOP). I tu Gestapo doszło do wytropienia członków organizacji - po znalezieniu jednego z numerów kolportowanego konspiracyjnie pisma - ,,Zew Wolności". Nastąpiły aresztowania i tak jak w poprzednio wymienionych przypadkach, członków organizacji zamęczono lub uśmiercono w Oświęcimiu. Niektórym urządzono proces pokazowy i publiczną egzekucję - tak stało się z powieszonymi publicznie w Gotartowicach braćmi Franciszkiem i Pawłem Buchali-kami. Jeżeli dotychczas wymienione organizacje konspiracyjne potraktowałem zbyt ogólnikowo - za co najmocniej przepraszam wszystkich członków tych organizacji, to uzasadniam to moją skromną wiedzą na temat ich zakresu działania, i aby nie urazić nikogo, wolałem nie dopuścić do przekłamania lub fantazjowania na tak poważne fakty historyczne. Największą i najważniejszą organizacją był jednak Związek Walki Zbrojnej - ZWZ, od 14 lutego 1942 roku przemianowany na Armię Krajową. Organizacja ta została powołana do życia w październiku 1940 roku, po rozbiciu przez okupanta Polskiej Organizacji Powstańczej. Zorganizowania ZWZ podjął się Stanisław Sobik - wychowanek rybnickiego gimnazjum, przy silnym poparciu i pomocy innych byłych wychowanków tej zasłużonej szkoły. Była to wybitna postać. Wszyscy, którzy Go znali, wyrażają się o Sobiku po dzień dzisiejszy z najwyższym szacunkiem.

SIEĆ ZWZ

Ojciec Stanisława Sobika był kowalem i miał swoją kuźnię przy ulicy Wodzisławskiej. Stanisław, urodzony 21 lutego 1911 roku, był najstarszym synem. W rodzinie tej były jeszcze dwie dziewczyny i dwóch chłopców, ale to Stanisław był w tej bardzo religijnej rodzinie, nie kwestionowanym autorytetem moralnym i intelektualnym. Skończył gimnazjum w Rybniku a następnie rozpoczął studia teologiczne. Poznał jednak swoją przyszłą małżonkę - Zofię z domu Żurek, więc zmienił pierwotne postanowienie i ożenił się, a z małżeństwa tego urodziła się dwójka dzieci. Przed wojną pracował na poczcie w Rybniku. Gdy jednak wybucha wojna 1939 roku, ucieka wraz z kolegami przed "nawałnicą niemiecką" na Węgry. Po dwumiesięcznym pobycie na prośbę żony wraca do domu. Pozostaje mu jedynie możliwość podjęcia pracy na PKP. Żarliwy patriota nie może się jednak pogodzić z istniejącą sytuacją okupacyjną, toteż wnet poświęca się bez reszty pracy w organizacji podziemnej. W ten sposób - po nawiązaniu przez kuriera Pawła Janaszka z Rybnika łączności z komendą wojewódzką, staje się założycielem ZWZ. Podokręg ZWZ - którego został komendantem (z inspiracji komendy wojewódzkiej) miał zasięg terytorialny: Zebrzydowice, Ligota, Ligocka Kuźnia, Boguszowice, Jankowice, Chwałowice, Kamień, Rydułtowy, Czerwionka, Dębieńsko, Knurów i przede wszystkim Rybnik.

Organizacja ZWZ miała charakter wojskowy i dzieliła się na kompanie, plutony oraz drużyny. Kwatera główna komendy mieściła się w mieszkaniu Stanisława Kaszuby - mistrza szlifierskiego. Tam też nowo wstępujący do ZWZ składali przysięgę wierności wobec organizacji. Po zaaresztowaniu Kaszuby i osadzeniu go w obozie koncentracyjnym, zebrania kierownictwa ZWZ przenoszono do mieszkań: Franciszka Sztramka w Rybniku, do Jerzego Kufiety, do Stanisława Błażejskiego w Zebrzydowicach koło Rybnika, Franciszka Ogona, Jana Klistały na "Maroko", Alojzego Siąkały lub braci Henryka i Karola Miczajków.

W październiku 1941 roku powstają oddzielne obwody ZWZ, które obejmują: Rybnik, Koźle, Cieszyn i Pszczynę.

Stanisław Sobik - komendant obwodu rybnickiego - nadal organizował nowe komórki ZWZ a w sprawach organizacyjnych jeździł także poza Śląsk. Sobikowi podlegali: Karol Sta-nek - komendant dla miasta Rybnik, Jan Węgrzyk - komendant powiatowy.

Komendatowi miasta były podporządkowane kompanie i bataliony, w których wielką aktywność wykazywali tacy aktywiści jak: Antoni Stajer, Jan Śpiewok, Alojzy Burda, Alfred Tkocz, Maksymilian Kania, Józef Śmieją, Józef Hadyma, Augustyn Szymik, Albin Liszka. Grupą dywersyjną dowodził Paweł Górecki, a oddziałem poliycznym Wilhelm Kula. Duże zasługi w zorganizowaniu sprawnej sieci kontaktowej miał Franciszek Ogon. Niezależnie od pierwszoplanowych spraw o charakterze militarnym (wojskowym), obowiązywał rozdział w organizacji na oddziały: wojskowy, służby wywiadowczej, pomocy społecznej (charytatywny) i administrację.

W oddziale wojskowym funkcjonowali przedwojenni żołnierze zawodowi, osoby które przeszły tzw. obowiązkowe przeszkolenie wojskowe oraz inni członkowie ZWZ, zapaleni do walki z okupantem.

Pracą oddziału pomocy społecznej kierowali: Władysław Malinowski, Anna Wolna, Klara i Gabriela Sławik, Rita Wieczorek i Wilhelm Przybyła. Zadaniem zaś oddziału było organizowanie pomocy materialnej i finansowej dla rodzin, których członkowie zostali aresztowani lub uśmierceni przez niemieckich oprawców. Zdobywano więc w przemyślny sposób blankiety kartek żywnościowych i odzieżowych. Zbierano od godnych zaufania sponsorów fundusze, dla rozdzielania ich między potrzebujących wsparcia materialnego i finansowego. W wydawanym przez organizację ZWZ biuletynie konspiracyjnym, wyróżniano darczyńców - podając ich inicjały, wielkość wpłaconych datków i zamieszczając dla nich krótkie słowa wdzięczności. W tych działaniach wyraźnie wybijała się postać Karola Miczajki.

Z osobistych wspomnień, wtrącę w tym miejscu, że i moja rodzina odczuła dobroczynność tej pomocy. Po aresztowaniu ojca, zostaliśmy bez środków do życia. Wtedy - często w kościele podczas niedzielnej Mszy św. podchodziła do mamy nieznajoma osoba i wsuwała Jej w rękę jakieś zawiniątko. Po rozpakowaniu zawiniątka okazało się, że w kawałku papieru były owinięte pieniądze, kartki żywnościowe lub odzieżowe.

ARESZTOWANIA W RYBNIKU

Pomimo wielkiej i wszelkiej przezorności w działalności ZWZ, gestapowcom udało się wprowadzić dosyć łatwo do organizacji prowokatora i zdrajcę w osobie Jana Zientka. Dowody świadczą o tym, że jego przedwojenna aktywność w polskich organizacjach społecznych na PKP, miała maskować właściwe oblicze człowieka o orientacji proniemieckiej. Z chwilą wkroczenia do Rybnika wojsk niemieckich, podjął formalną współpracę z władzami okupacyjnymi. Przypuszczalnie był jednym z tych konfidentów, którzy przed wkroczeniem Niemców na ziemie polskie, przekazywali tymże "faterlandowcom" informacje o sytuacji go-spodarczo-politycznej na Śląsku. Zientek brał aktywny udział w zebraniach i spotkaniach, na których radzono o formach walki podziemnej z wrogiem i ustalano strategię tej walki. To na zebraniach grup konspiracyjnych "tworzono" struktury przyszłej władzy - kiedy po wyzwoleniu trzeba będzie rządzić. Dostarczali także broń, amunicję i materiały wybuchowe. Inni członkowie zdobywali te elementy uzbrojenia własnymi rękami i pomysłowością - ograbiając czy rozbrajając funkcjonariuszy i żołnierzy niemieckich. Zientek otrzymywał broń i amunicję od gestapowców, z którymi współpracował, by "wykazać" się wobec organizacji.

W wyniku penetracji wewnętrznych struktur organizacji przez Zientka, gestapowcy otrzymali wystarczająco obszerny materiał dowodowy do akcji likwidacyjnej Związku Walki Zbrojnej. Posiadając szczegółowey wykaz członków tej organizacji, w dniu 11 na 12 lutego 1943 roku dokonano masowych aresztowań. Zwożono więc do budynku przy ulicy św. Józefa (do siedziby Gestapo) coraz to nowych więźniów. Stanisława Sobika aresztowano w miejscu pracy. Ojca aresztowano w parowozowni po powrocie z tzw. "trasy". Roberta Urlę zabrali gestapowcy z domu. Tego samego dnia aresztowanego brata Stanisława Sobika - Józefa, szwagra - Wincentego Chrobota i wielu innych.

W Rybnickim gestapo odbywały się właściwie tylko wstępne i bardzo ogólnikowe przesłuchania, ale jak mówił mi potem jeden z najbliższych przyjaciół Ojca Robert Urla - "... już tutaj bito nas niemiłosiernie" pozorując konieczność ustalenia tożsamości aresztowanych. Następnego dnia po aresztowaniu ojca, mama wraz ze swoją siostrą Zofią Sobik, pobiegły na Gestapo w nadziei, że uda im się skontaktować z mężami. Niestety o żadnym kontakcie mowy nie było, ale zrobił się większy ruch wokół budynku, a znajdujące się w pobliżu osoby, gestapowcy powypychali poza kordon obstawy wejścia do budynku. Do wejścia natomiast podjechały samochody ciężarowe i zaczęto wyprowadzać z budynku areszutowanych i ładować ich na samochody. Szedł więc ojciec bardzo posiniaczony i mógł z mamą nawiązać tylko na moment kontakt wzrokowy. Wyprowadzani byli i inni znajomi. Wyszedł i Stanisław Sobik. I tutaj na oczach wszystkich rozegrała się następująca tragedia. Otóż żona Stanisława Sobika, zobaczywszy męża, przedarta się przez odgradzający ich kordon gestapowców, podbiegła i uchwyciła go oburącz za szyję - krzycząc: "nie puszczę cię, nie puszczę cię"! Gestapowcy próbowali ich rozdzielić, ale nie mogąc sobie z tą sytuacją poradzić, wepchnęli obydwoje do samochodu i razem z pozostałymi wywieźli. Zostały u dziadków (rodziców mamy i Zofii) dzieci Stanisława i Zofii Sobik - zostały na cały okres okupacji bez rodziców.

Z GESTAPO DO OŚWIĘCIMIA

Aresztowanych wieziono wprost do Oświęcimia, a nie do Mysłowic - jak to było w innych przypadkach, gdyż w Mysłowicach panował tyfus. Samochodom ciężarowym, w których ich wieziono, towarzyszyła eskorta składająca się. z samochodów osobowych, wypełnionych gestapowcami, a na dachach tych samochodów (osobowych) umocowane były karabiny maszynowe gotowe do strzelania - gdyby ktoś usiłował "odbić" aresztantów lub gdyby sami próbowali ucieczki.

Stanisław Sobik, już w piwnicach gestapo ustalał czy wręcz wymuszał na pozostałych członkach organizacji, że całą winą winę kierowania i działalności organizacji bierze na siebie. Pozostali aresztowani koledzy mieli się wypierać wszystkiego lub mieli przyznać się do mało istotnych przewinień.

Samochody zatrzymały się na chwilę przy bramie wjazdowej z dużym napisem: "ARBEJT MACHT FREI" w Koncentration-slager Auschwitz. Po załatwieniu formalności związanych z "dostawą" więźniów, samochody skierowane zostały wprost pod blok nr 2. Blok ten wydzielono dla celów śledczych, kiedy w Mysłowicach panował tyfus. Urzędował tu Wydział II Polityczny tzn. Politische Abteilung.

Przy wyładunku z samochodów teren był obstawiony dużą ilością esesmanów, a wysiadającym towarzyszyły wrzaski, przekleństwa, poszczekiwania psów i kopniaki esesmanów. Potęgowało to straszliwe wrażenie pierwszego zetknięcia się z obozową rzeczywistością.

Rozlokowano ich na betonowej posadzce olbrzymiej sali pierwszego piętra - w pozycji leżącej. Stąd też zabierano ich na przesłuchania. Podczas tego przesłuchiwania, biciem czy wręcz katowaniem wymuszano zeznania. Okres śledztwa trwaj aż 6 tygodni. O tym, że ojciec i Stanisław Sobik byli poddani torturom, opowiadał brat Sobika - Józef Sobik. Ojciec mój miał czarne plecy od wielokrotnego bicia, natomiast Stanisław Sobik był bity i wieszany za włosy.

Po zakończeniu cyklu przesłuchiwania, aresztantów przekazywano na pobyt w obozie, gdzie oczekiwali na ostateczny wyrok. Przyjęcie do obozu rozpoczynało się od rejestracji w bloku 26, w którym więźniowie musieli się rozbierać, byli strzyżeni, a następnie przechodzili tak zwaną łaźnię. Tutaj przy akompaniamencie bicia i krzyków, puszczano na nich strumienie ukro-pu lub lodowatej wody, a w kilka minut później, bez względu na porę roku, wypędzano nagich na podwórze. Tam wydawano im ubrania więźniarskie, najczęściej za małe lub za duże, ale zawsze podarte i brudne - przeważnie zdarte z trupów wcześniej zakatowanych więźniów. Następnie rozpoczynała się faktyczna rejestracja nowo przybyłych. Spisywano personalia więźnia i oznaczano go numerem na lewym przedramieniu. Od tej chwili numer był jedynym znakiem rozpoznawczym więźnia - zastępującym nazwisko. Stanisław Sobik był numerem 107482, Zofia Sobik numerem 38108, Jan Klistała numerem 111912 itd. Numer wydrukowany na specjalnej łatce, więzień musiał naszyć na spodniach i marynarce. Więźniarki otrzymywały pasiaste suknie i kaftany, więc łatki te musiały przyszyć na sukni i kaftanie. Pod tym numerem musieli jeszcze naszyć trójkąt - w zależności od przyczyny skierowania do obozu. Oni mieli trójkąty koloru czerwonego - jako więźniowie polityczni! Na tym trójkącie umieszczano jeszcze pierwszą liter? nazwy państwa, z którego więzień pochodził - w ich przypadku "P".

Zbiegiem okoliczności, ojciec mój i Stanisław Sobik (mój wujek), razem brali ślub z dwiema siostrami dnia 25 czerwca 1935 roku w Boże Ciało i tegoż 25 czerwca 1943 roku w święto Bożego Ciała razem zginęli.

Zgodnie ze stosowaną przez Niemców praktyką, przesyłano rodzinom uśmierconych więźniów powiadomienie o zgonie więźnia. Powiadomienie z datą 26.VI.1943 r. zawierało informację że: Johann Klistalla dnia 25 czerwca 1943 roku o godzinie 15.00 zmarł na "atak serca" - co potwierdził swoim podpisem lekarz obozowy.

Zofia Sobik powiadomiona została ustnie przez władze obozowe o śmierci męża.

Urla dowiedział się o śmierci mojego ojca od dwóch współwięźniów, Żydów, którzy obsługiwali krematorium i rano 26, po pracy na nocnej zmianie, kiedy wrócili na blok - powiadomili Urlę: dzisiaj w nocy spaliliśmy ciało twojego kolegi - tego wysokiego Janka".

Niektórym członkom ZWZ/AK udało się uniknąć aresztowania. Przeczuwając niebezpieczeństwo wcześniej ukryli się w zapewniających im bezpieczeństwo kryjówkach. Tak właśnie było z dowódcą kompani Antonim Stajerem. Po krótkim okresie "wyciszenia" i pogoni za "spalonymi" działaczami ZWZ/AK, w grudniu 1943 roku objął kierownictwo komendy powiatowej AK, a organizacyjnie podlegał Inspektoratowi Rybnickiemu AK. Na czele tegoż Inspektoratu stanął (początkiem 1944 roku) Władysław Kuboszek, a po jego śmierci Paweł Cierpioł.

Kompania Antoniego Stajera w dalszym ciągu aktywnie walczyła z okupantem. Zdobyto żywność, odzież, dokonywano dywersji i sabotaży, likwidowano szpicli i żandarmów niemieckich - szczególnie okrutnych dla rybniczan, przeprowadzano akcje zdobywania broni.

Blok 15 oświęcimskiego obozu. Tu zatrzymuję się zawsze jeszcze raz w drodze powrotnej. Na parterze ekspozycji poświęconej ofiarom umieszczone są plansze - nad którymi widnieje duży napis informacyjny: "WYKAZ NAZWISK I NUMERÓW OBYWATELI POLSKICH W KL AU-SCHWJTZ". Trochę niżej jest uzupełnienie do tego napisu: "Sporządzony na podstawie częściowo ocalałej dokumentacji hitlerowskiej". Szukam w tym wykazie alfabetycznym nazwiska ojca, Stanisława Sobika, Zofii Sobik i innych znajomych mi nazwisk - nie ma ich w wykazie! Sprawdzam po numerach obozowych - też nie ma! A przecież dokumenty stwierdzające ich pobyt tutaj są w posiadaniu obozowego archiwum! Czy przez ponad 50 lat nie zdołano się uporać z należnym potraktowaniem wszystkich więźniów KL AUSCHWTTZ? To taka jest wciąż miara naszego szacunku dla patriotów z tamtego okresu walki o wolność, za którą oddali życie?

Kontakt z Autorem:
jerzy2212@interia.pl

LOGO autorstwa mgr Joanny Kucharczak

Biblioteki Szkolne w Rybniku: informacje Doradcy Metodycznego * kontakt z Doradcą * ogłoszenia bibliotekarzy * pomysły i kącik porad * przydatne materiały / publikacje nauczycieli - bibliotekarzy * co w naszych bibliotekach piszczy? * przydatne linki * polecamy literaturę fachową * wspomnienia, galeria * strony internetowe rybnickich bibliotek * Biblioteka Pedagogiczna * doskonalenie zawodowe


webmajster - Gabriela Bonk bibliofilur@poczta.onet.pl